Budzimy miłość do przyrody

Nie ma lepszej lekcji przyrody niż zabranie młodzieży do lasu i tam w otoczeniu drzew, w asyście śpiewających wiosną ptaków, opowiedzieć im o znaczeniu fauny i flory oraz łowiectwa w naszym życiu.

Tej roli podjął się nasz kolega Leszek Miezio, który na terenie leśnictwa Zaborowo oraz nadleśnictwa Mrozy nadzorował żywą lekcję biologii. Uczniowie klasy mundurowej Ełckiej Szkoły ZDZ przy tej okazji wzięli udział także w kolejnym już sezonie sadzenia brzozy i świerku, dzięki czemu uzupełnione zostały braki drzewostanu, które powstały po wichurze w 2012 roku.

Na zakończenie dnia w Stanicy Myśliwskiej młodzież miała okazję wysłuchać ciekawych historii myśliwskich opowiedzianych przez podłowczego w Kole Łowieckim „Ryś” Tomasza Mańczuka.

Fot: ZDZ Ełk

Mały wilk czy dziwny lis? Szakale zamieszkały w Polsce

Nowy drapieżnik przywędrował do kraju nad Wisłą. Przebył długą drogę i najwyraźniej spodobało mu się na naszych terenach.

Nazwa zobowiązuje. Szakal złocisty ma krótkie i szorstkie futro, którego szarości i brązy mienią się złocistymi refleksami. To zwierzę o dyskusyjnej urodzie, trochę jak z powiedzenia „ni pies, ni wydra”. Choć bardziej właściwe byłoby określenie „ni wilk, ni lis„. Sporo mniejszy od tego pierwszego, nieco większy od drugiego. Jest niczym forma przejściowa pomiędzy swoimi krewniakami i wprawia w konsternację niemal wszystkich, którzy go spotkali. A jest ich coraz więcej, bo i coraz więcej jest w Polsce tych drapieżników.

Trudno jednak powiedzieć, jaka czeka go u nas przyszłość, bo… wedle polskiego prawa nie istnieje.

O pierwszych „odwiedzinach zagranicznego kuzyna” usłyszeliśmy w 2015 roku. Niemal jednocześnie zaobserwowano wówczas kilka załocistych okazów na zachodnich i wschodnich krańcach Polski: w województwie zachodniopomorskim niedaleko granicy z Niemcami, na Polesiu i w Dolinie Biebrzy. Na przełomie 2016 i 2017 r. sześciu szakali doliczono się w okolicach miejscowości Biała Góra, Benowo i Barcice, na terenie Nadleśnictwa Kwidzyn.

Doniesienia są tym bardziej sensacyjne, że ten gatunek – największy z szakali i jedyny występujący poza obszarem Afryki – został niemal wytępiony w Europie w latach sześćdziesiątych. Obecnie jednak stopniowo zwiększa swoją liczebność i anektuje kolejne tereny.

Aktualnie zamieszkuje w południowo-wschodnią Europę i południową Azję do Mjanmy.

Tym bardziej byliśmy zdziwieni, że nie pojawił się na południu Polski, i trudno tak naprawdę nam określić, skąd przybył. Badania genetyczne jeszcze nie pozwalają na udzielenie odpowiedzi – mówi WP Adrian Wiśniowski, inżynier nadzoru w Nadleśnictwie Kwidzyn. Najprawdopodobniej ekspansja nastąpiła z kilku kierunków. Zwierzęta mogły przywędrować znad Kaukazu i Morza Kaspijskiego, przez Rosję, Ukrainę i Białoruś. Równie dobrze ich trasa mogła wieść z Grecji przez Bułgarię, Rumunię, Węgry, Austrię i Niemcy, albo jeszcze innymi, bardziej okrężnymi ścieżkami.

Nie spodziewamy się jakieś wielkiej ekspansji szakali w Polsce, jednak skoro pojawiły się na naszych terenach, to znaczy, że im one odpowiadają – tłumaczy Wiśniowski. Może to wynikać m.in. z ocieplania klimatu, bo szakale lubią ciepło i nie znoszą srogich zim. – Jesteśmy jednak zaskoczeni, bo na naszym obszarze ustabilizowała się populacja wilków, które co do zasady nie tolerują w sąsiedztwie innych drapieżników. Ale szakale najwidoczniej im nie przeszkadzają – może się jeszcze nie spotkały, a może wynika to z faktu, że te ostatnie mają inną bazę pokarmową, żywią się przede wszystkim drobnymi zwierzętami, zającami czy gryzoniami, więc nie wchodzą w drogę swoim większym kuzynom.

Fot: Newsweek.pl

Raczej nie wchodzą również w drogę ludziom.

Tak jak inne dzikie zwierzęta, szakale na widok człowieka uciekają. Jeśli nie uciekają, to my powinniśmy

– tak jak uczyliśmy się w podstawówce – omijać je szerokim łukiem, bo mogą przenosić na człowieka choroby. Ale ataki z ich strony nie wchodzą w grę – uspokaja przedstawiciel Nadleśnictwa Kwidzyn. Wyjaśnia przy tym, że o przyszłości futrzastych „imigrantów” nad Wisłą w tym momencie trudno dyskutować. Na pewno pilnie powinien zostać określony ich status prawny. – Wedle polskiego prawa szakale nie istnieją – mówi Wiśniowski. – Nie funkcjonują ani jako zwierzęta łowne, ani chronione, dlatego nie do końca wiadomo, jak z nimi należy postępować.

Źródło: http://turystyka.wp.pl/

Szykują się rewolucyjne zmiany w prawie łowieckim – 2017 rok

Posłowie przyspieszyli prace nad projektem ustawy zmieniającej prawo łowieckie. Nowe przepisy mają zawierać propozycje rolniczego OPZZ.

Według informacji „Rzeczpospolitej” władzom Prawa i Sprawiedliwości najbliżej jest do koncepcji forsowanej przez związki rolnicze. To o tyle dziwne, że na stole leży drugi projekt złożony przez posłów PiS. Nieoficjalnie mówi się jednak, że projekt przepadł, bo nie zyskał akceptacji Jarosława Kaczyńskiego. Natomiast do projektu OPZZ prezesa PiS przekonał zapis o podporządkowaniu gospodarki łowieckiej premierowi.

Propozycja Sławomira Izdebskiego, lidera rolniczego OPZZ, ma trafić do Sejmu jeszcze w tym tygodniu. Przez weekend prawnicy współpracujący z OPZZ przygotowali załącznik regulujący kwestię odszkodowań za straty spowodowane przez dziką zwierzynę. Decyzja o rozbudowaniu projektu ustawy o ten element zapadła po spotkaniu Sławomira Izdebskiego z Ryszardem Terleckim z PiS. – Wysokość odszkodowań mają szacować pracownicy oddziałów Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. To ludzie kompetentni i przeszkoleni. Mogą to robić w ramach swoich obowiązków. W ten sposób nie ucierpi na tym budżet państwa – przekonuje Izdebski.

Zgodnie z projektem OPZZ rekompensaty będzie wypłacać Narodowa Rada Gospodarki Łowieckiej w ramach specjalnego funduszu, na który trafią pieniądze z gospodarki łowieckiej i składki myśliwych. – Po zakończonym roku obrachunkowym nadwyżki z Narodowej Rady Gospodarki Łowieckiej będą przekazywane do budżetu państwa – tłumaczy Izdebski.

Projekt zmiany prawa łowieckiego uzupełniony o kwestię odszkodowań prawdopodobnie we wtorek trafi w ręce polityków PiS. Nie będzie to więc obywatelska inicjatywa ustawodawcza firmowana przez rolniczy OPZZ. To ułatwienie, bo do złożenia takiego projektu potrzebne jest zebranie 100 tys. podpisów.

Kierownictwo partii obiecało nam, że do pracy nad naszą propozycją włączą się politycy PiS. To dobre rozwiązanie, bo zdaję sobie sprawę, że nasza koncepcja wymaga rozbudowania – mówi lider rolniczego OPZZ. – Oczywiście jako przedstawiciel strony społecznej będę śledził losy projektu na etapie prac w komisji sejmowej – zastrzega Izdebski.

Sprawozdawcą projektu będzie prawdopodobnie Robert Telus z PiS.– Rzeczywiście przyglądałem się projektowi rolniczego OPZZ. Nie wiem jednak, czy na pewno będzie on podstawą zmian w prawie łowieckim – zaznacza Telus. W sejmowej podkomisji jest jeszcze projekt ustawy polityków PiS, którego założenia, według naszych ustaleń, nie zyskały aprobaty kierownictwa partii. Jego los wydaje się więc przesądzony.

Robert Telus robi jednak dobrą minę do złej gry. – Propozycja przygotowana przez moich partyjnych kolegów nie trafiła jeszcze do kosza. Cały czas pracują nad nią zespoły ekspertów z resortów rolnictwa i środowiska – wyjaśnia.

Na tym projekcie suchej nitki nie pozostawia natomiast Sławomir Izdebski. – To propozycja nie do przyjęcia, bo wzmacnia pozycję Polskiego Związku Łowieckiego i jej prezesa, przez co utrwala przestarzały system. Według założeń projektu PiS szacunki szkód rolniczych mieliby przeprowadzać leśniczy, a nie jak obecnie myśliwi. Zamienił stryjek siekierkę na kijek – puentuje Izdebski.

O zainteresowaniu prezesa PiS projektem ustawy o narodowej gospodarce łowieckiej autorstwa rolniczego OPZZ pisaliśmy w listopadzie 2016 r. Na biurko Jarosława Kaczyńskiego trafiła wtedy koncepcja powołania Naczelnej Rady Gospodarki Łowieckiej, podlegającej bezpośrednio premierowi. W jej skład wchodziłoby 21 osób wybieranych na cztery lata przez organizacje myśliwych i rolników, przedstawicieli branż mięsnych oraz ministrów środowiska i rolnictwa. Przychody z tej działalności miałyby trafiać bezpośrednio do budżetu państwa.

Źródło: Rzeczpospolita.pl

Zdaniem organizacji łowieckich:

  1. Projekt rolniczego OPZZ proponuje, aby myśliwi zostali „armią uzbrojonych ludzi”, którzy będą wykonywać odstrzał zwierząt na zlecenie rolników, w takiej ilości jakiej będzie wygodny dla nich.

Zwierzęta przeszkadzają niektórym rolnikom, czy też osobom z rolnictwem związanym. Jeżeli taki ktoś będzie miał jeszcze prywatny obwód, to będzie tam panem i władcą. Pozbędzie się zwierząt nie tylko, aby szybko zarobić, ale także, by pozbyć się „szkodników”, bo takie mniemanie wśród rolników wcale nie jest rzadkie.

  1. Proponuje się, by przestał istnieć Polski Związek Łowiecki, a w zamian powstała Narodowa Rada Gospodarki Łowieckiej podporządkowana w 100% rządowi i politykom.

Takie rozwiązanie to droga do prywatyzacji łowiectwa, do tego, aby powiązać prawo do ziemi z prawem do polowania. Proponowane rozwiązania są bardzo zbliżone do niemieckiego modelu łowiectwa. Małe obwody i bardzo duża presja łowiecka, chęć szybkiego zysku spowodowały, że większość dzikiej zwierzyny nie jest w stanie dożyć tam trzeciego roku życia!

  1. Istnieje uzasadniona obawa, iż w Polsce polowanie stanie się czystą komercją, a pieniądze z  uśmiercania dzikich zwierząt zasilą Skarb Państwa.

Dochody z łowiectwa mają zasilać Skarb Państwa, a więc pieniądze ze składek uiszczanych w kołach łowieckich nie będą przeznaczane na działalność związaną z łowiectwem, ochroną dzikiej przyrody, tylko na inne cele.

Źródło: facebook.com/Darzbortv

Fot: Nadleśnictwo Brzózka